11 stycznia -
wtorek - taki dzień wybrałeś na odejście.
Popatrz mimo że mieszkamy od siebie bardzo blisko nie widzieliśmy się od
prawie roku.
Kupiłeś wtedy obraz w galerii i dyskutowaliśmy dość długo na temat tego
obrazu.
Rozmawialiśmy również o polskim "dziadostwie" a w zasadzie była to
wielka ironia "polityczna".
Czekałeś na wydanie swojego tomiku w jakimś krakowskim wydawnictwie i
się nie doczekałeś bo odszedłeś.
Wtedy mówiłem Ci żebyś był cierpliwy że w końcu ktoś do Ciebie się
odezwie że przyjdzie wiadomość z Krakowa.
Widziałem na Twojej twarzy uśmiech który był jedyną odpowiedzią
w tym temacie.
Fanatycznie kochałeś Joyce'a opowiadałeś o nim godzinami i tak
naprawdę byłeś w pewnym sensie pod jego wpływem tak jak ja pod wpływem
Syda Barretta.
Hmmm patrząc na to co nas łączyło dochodzę do wniosku że mimo
wszystko nie powiedzieliśmy sobie wszystkiego tak do końca.
Zawsze był Twój świat - mój świat i nasz wspólny świat.
Nauczyłem się od Ciebie wielu rzeczy.
Nauczyłeś mnie patrzeć na świat i ludzi z dystansem nauczyłeś mnie
"obojętności" do rzeczy mało ważnych i nic nie znaczących.
Nauczyłeś mnie ciekawej miłości do ludzi jak sam mawiałeś
absurdalno bezinteresownej i zdystansowanej ale ciepłej.
Powiem Ci szczerze że mam pretensję do Ciebie że nie powiedziałeś mi że
odchodzisz - ja wiem że według Ciebie to mało istotna rzecz ale mogłeś
mi to powiedzieć.
Miałeś przyjść po swoje opowiadania mieliśmy omówić co wrzucamy na
stronkę a co nie.
Zostawiłeś mnie z tym samego.
Wiesz że mógłbym się na Tobie odegrać i nie pójść np. na Twój pogrzeb
ale zrobię Ci na złość i właśnie pójdę.
Na koniec mam do Ciebie prośbę - jeśli żyjesz gdzieś w drugim
świecie drugim życiu to żyj tak jak żyłeś tutaj i odezwij się od czasu
do czasu.
Nie żegnam się z Tobą bo byłoby to głupie pożegnanie ale powiem krótko
do kiedyś Piotrze.
15.01.2005. Syd