Mijał właśnie bibliotekę kulturoznawstwa kiedy usłyszał krzyk kobiety!
- Ratunku.
Przeskoczył niski żywopłot i pobiegł w głąb ciemnego parku.
Zobaczył z daleka trzech mężczyzn i zarys leżącej kobiety.
- I co frajerze - usłyszał.
Jeden z mężczyzn nachylił się i odpiął psa ze smyczy.
- Bulterier - pomyślał, stanął mocno na nogach i czekał ataku, w tej
samej
pies dopadł go.
Ran wyciągnął lewą rękę przed siebie i rozcapierzył palce prawej.
Pies ze skowytem dopadł lewej - jeżeli zaciśnie przepadnie - kiedy pies
szarpał lewą pan kciuk i wskazujący palec wbił w ślepia bestii i
zacisnął w
kierunku nosa.
Bulterier zawył z bólu, skowycząc puścił lewą dłoń i zaczął kręcić się w
około.
- Co on mu zrobił?
- Nie wiem.
- Ja spierdalam, on nas pozabija!
Ran minął skowyczącego psa, nie zważając na ból dłoni i ruszył w
kierunku
mężczyzn, ci uciekli w głąb parku.
Podszedł do leżącej szlochającej dziewczyny, kucnął i zapytał.
- Nic pani nie zrobili?
- Nie
- Może pani wstać?- podał jej prawą rękę - dziewczyna powoli podniosła
się ocierając zapłakane oczy.
- Co pan mu zrobił?
- Wydłubałem mu oczy- inaczej nie dałbym mu rady.
- To jest wszystko okropne!! Idźmy stąd.
- Daleko pani mieszka? Muszę przemyć ranę - chociaż czystą wodą.
- Kawałek za przejściem podziemnym. Możemy iść.
- Dlaczego tak późno wracasz - przepraszam że mówię przez ty ale
jesteśmy oboje młodzi.
- Udzielam korepetycji przecież nie jest jeszcze tak późno. Dopiero po
dziesiątej.
- Studiujesz?
- Tak polonistykę i prawo.
Po chwili doszli do ciemnej szeregowej kamienicy.
Dziewczyna zapaliła światło i poszli cuchnącym korytarzem na pierwsze
piętro.
- Mieszkasz sama?
- Nie - z mamą, chyba już śpi.
Wszedł do łazienki i obmył dokładnie dłoń trzymając ją długo pod
strumieniem zimnej wody.
Dziewczyna przyniosła bandaż i delikatnie zrobiła opatrunek.
- To powinno wystarczyć. Boli?
- Trochę. Mogłabyś zrobić herbatę i coś do zjedzenia. Czeka mnie długa
jeszcze długa wędrówka do domu, a nie jadłem od rana. I nie lubię jeść
sam.
- Jasne - wejdź do mojego pokoju zaraz coś przygotuje.
Ran wszedł do pokoju dziewczyny, pachniało mydłem i świeżym praniem.
Poczuł się senny i leniwy, jednak ścisnął lewą rękę do bólu i
otrzeźwiał.
Zobaczył masę książek, płyt i czarny adapter.
Usiadł rozglądając się w około - po chwili weszła dziewczyna niosąc
kubek
i talerzyk na którym leżały plasterki żółtego sera, suchej kiełbasy,
ćwiartki
pomidora i pięć "petit benów".
- Proszę. Jak ręka?
Ran wziął plasterek sera i kiełbasy - w porządku! Dwa fakultety to
jest
meczące. Jaką masz średnią?
- 4,5
- Brawo! Pamięciowe studia.
- Daję sobie radę.
- Mogłabyś coś włączyć.
- Wybacz ale nie mam ochoty na muzykę. Chcę się tylko położyć.
- Tak. Przepraszam - to już pójdę. Dziękuję za posiłek.
Wstał - dziewczyna odprowadziła go na korytarz i zapaliła światło.
Stali chwilę niezdecydowani.
Wreszcie dziewczyna podeszła do niego i przytuliła się.
Objął ją delikatnie i przycisnął do siebie.
Poczuł cudowną miękkość i uległość z jaką się mu oddała.
Delikatnie pocałował ja w policzek odsunął mówiąc - dobranoc - i zbiegł
po schodach na dół.