Przeszli przez kutą żelazną furtkę, dziewczyna dziwnie lekko ze spazmem
zaśmiała się i przytuliła do starszego pana.
Ten poprowadził ją w głąb "zaczarowanego ogrodu" jak w sad pachnący
letnim dniem - weszli na przystrzyżony trawnik, gdzie wśród poświaty
księżycowej bieliły się deski zbitego na parkiet podestu.
Mężczyzna objął dziewczynę wpół i uniósł na rękach.
Ta wpiła się w jego szyję - "zostawi malinkę "- pomyślał.
Postawił ją delikatnie na parkiecie i z lekka poprowadził.
Był cały napięty wsłuchiwał się w powiew wiatru, szum rzeki i w takt
tych dźwięków prowadził dziewczynę, pod stopami słyszeli zgrzyt
rozcieranego piasku.
Dziewczyna poddała się lekko, była lekka, zwiewna, powabna, rozumiała
każdy krok partnera- lekko drżała kiedy on ją przyciągał w tym dziwnym
tańcu.
Nie bała się lecz jakaś wewnętrzna prawda nie pozwalała temu starszemu
panu zniewolić się, wiedziała że to nastąpi lecz grała jak na najlepszej
scenie, pragnęła go wypróbować.
Ten zdawał się ją zrozumieć, oczarowała go od pierwszego wejrzenia, ta
niespełna dwudziestoletnia dziewczyna.
Czuł w niej powiew tragicznej swojej młodości i pragnął jej całym swoim
ciałem, mając dla niej tyle tkliwości i serca jak starszy pan dla
wnuczki.
Bo nie mogła być dla niego, w tej chwili wiał wiatr w plecy, okręcił
dziewczynę wokół swojego ciała, przyciągnął ja ku sobie, poddała się tej
myśli lecz czuł lekki opór.
Odpoczniemy chwileczkę, dziewczyna przymknęła oczy, w oczekiwaniu
rozchyliła usta, przyjął to wyzwanie delikatnie całując jej wargi, czuł
smak szminki i alkoholu.
Złączeni pocałunkiem lekko zaczęli znowu poruszać się w tańcu.
Wiedział że dłużej tego nie wytrzyma, czuł że wysysa z niego ostatnie
pokłady energii samca.
Oderwał się od jej ust i w szalonym tempie zawirowali, zakręciło mu się
w głowie stracił panowanie i pociągnął dziewczynę za sobą w lewo i
wylecieli z parkietu na stóg świeżo wyschniętego siana.
Zwalili się jednocześnie ona lewym a on prawym bokiem.
Chwilę przychodzili do siebie, pierwszy ocknął się mężczyzna, zaczął
całować ją delikatnie po szyi i ustach, zamkniętych oczach, policzkach,
jednocześnie jego lewa ręka próbowała rozpinać masę guzików, jak
przy sutannie - od kolan aż do pępka.
Zajęło mu to chwilę, ostatni guzik i wpił się w alabastrowy pępek
dziewczyny.
Ta jęczała kiedy delikatnie przygryzł jej cudowną młodą skórę, wsunął
język w zagłębienie tego mitu kobiecego ciała - pszeniczno biały brzuch
kobiety.
"Brzuch bez pępka."
Tak było w Joyce, który zastanawiał się nad tym jaki brzuch miała Ewa w
raju.
Ale to są banialuki o mitach.
Mężczyzna wszedł gwałtownie w dziewczynę, jak ostatni prostak, ta
załkała nad tą przewiną i popłynęli jak "diabeł w orgii", aż do
wygnania.
Rzeka szumiała, wiatr otulał ich lekko, chwilę jeszcze tańczyli czując
zapach świeżego rozgniecionego siana.
Dobranoc kochana!?