Polowanie

Wioska żyła w ciągłym strachu w okolicy grasuje stary lew ludojad.
Zabił już dwie kobiety i dziecko.
Kiedy po kolejnej obławie myśliwi i tropiciele odeszli nie wytropiwszy
lwa ludzie po jakimś czasie przywykli i życie toczyło się dalej.
Ran siedział przed chatą i ostrym nożem strugał niewielki kawałek drewna.
Po chwili podszedł do niego mały nagi murzynek i zapytał.
  -    Z tym kołkiem i nożem chcesz zapolować na lwa?.
Ran popatrzył na niego, uśmiechając się odłożył nóż i pokazał na kołek.
 
  -    Tylko z tym drewnem.
  -    Jak to zrobisz?
  -    To tajemnica opowiem tobie jak się uda - bo teraz on gdzieś tu krąży
        i może usłyszeć.
  -     Nie boisz się - powiedział chłopiec.
  -     Widzisz jestem jedyny biały w tej wiosce, a jednak mam przyjaciół,
  -     tak jak ty mamę i tatę. Dlaczego mam się bać!
  -     Karia powiedziała mi że jutro macie iść w busz.
  -     Może popływamy w rzece.
  -     Byliśmy tam z chłopakami przed południem. Nie mam ochoty znowu
        się moczyć. A ty chcesz.
  -     Tak. Ja chętnie bym popływał.
  -     To chodźmy.

Ran wziął nóż i wszedł do chaty.
Po chwili wypadł z ręcznikiem przewieszonym przez ramię.
Nad rzeką chłopiec usiadł na kępie wyschniętej trawy - obserwował Rana jak
się rozbiera do naga.
Mężczyzna wszedł ostrożnie do rwącej rzeki, chlapiąc i robiąc hałas skoczył
w nurt - po chwili wypłynął i wrócił na brzeg.
Powoli zapadał zmierzch.
Mężczyzna z chłopcem wrócili do wioski, na pożegnanie Ran przesunął
dłonią po szczecinie głowy chłopca, powiedział śpij spokojnie i tak się
rozstali.
Rano Ran wstał skoro świt obszedł wioskę, budziła się powoli w świetle dnia
i wszedł do chaty.
Po chwili wyszedł i skierował się do grupy kobiet, które przygotowywały
śniadanie.

   -   Karia - pójdziesz ze mną.

Młoda szesnastoletnia dziewczyna odwróciła głowę uśmiechnęła się.

   -   Tak chętnie.

Kobiety spojrzały na nich i również zaczęły się śmiać.

   -   Idziemy zapolować na lwa - powiedziała Karia.
   -   Idźcie, idźcie.
Ran i dziewczyna wyszli za obręb wioski.

   -   Trochę się boję, nie masz broni, widzę tylko ten kawałek drewna, który
       ściskasz w lewej ręce. Kiedy wrócimy?
   -   Jadłaś coś?
   -   Tak. Trochę suszonego mięsa, ananasa i popiłam kozim mlekiem.
   -   To dobrze. Nie bój się, to długo nie potrwa.
   -   Myślę że wziąłeś mnie na wabika, jako przynętę. Ale pamiętaj nie
       pomogę tobie nic.
       Jestem kobietą i boję się, pomimo ze wszyscy chłopcy. których uczysz
       i ćwiczysz z nimi karate pójdą za tobą w ogień. Ja po prostu się boję.

W tej samej chwili zaszeleściły krzaki i z rykiem w skoku zobaczyli lwa.
Ran działał jak błyskawica - odepchnął dziewczynę i lewą rękę z kołkiem
włożył w otwartą paszczę lwa.
Ten odruchowo zacisnął szczękę i w tej samej chwili Ran prawą ręką
uderzył w nasadę nosa.
Górna szczęka pękła i lew zawył z bólu, jednak w tej samej chwili jego lewa
łapa przeorała Ranowi podbrzusze.
Upadł ściskając brzuch, dziewczyna krzyczała i podbiegła do niego.
Lew wyjąc uciekł na sawannę.

   -   Widzisz już po wszystkim. Nie będzie miał ochoty więcej zabijać.
        Zdechnie z głodu.
   -   Ale co z tobą!?
   -   Idź do wioski po mężczyzn i przyprowadź ich tutaj. Niech mnie stąd
       zabiorą.

Dziewczyna szlochając i ocierając łzy pobiegła.
Ran popatrzył w górę na kołujące sępy.
Sięgnął po ostatniego papierosa jakiego trzymał na tę chwilę i zapalił.

Piotr Gramatyka