Dostrzegł ją z daleka, nie młodą kobietę, stojącą wpatrzoną w wystawę
sklepu mięsnego.
- Głodna jesteś?
- Na ciebie.
- A ja mam ochotę wypić wino, tylko brakuje mi parę groszy.
- Jak chcesz możemy iść do mnie, mieszkam niedaleko i mam spory zapas
alkoholu.
- Ale musze ciebie ostrzec mam syfa.
- Aj!
Ruszyli powoli w głąb oświetlonej ulicy on zapalił papierosa, chwilę
milczeli aż w końcu dziewczyna zaczęła mówić.
- Wiesz jak to jest. Po prostu złe lektury, zawsze interesowała mnie
anatomia, a to wszystko było jak z haków rzeźnickich, pocięte kadłuby
bez rąk i nóg.
Później umierała z głodu moja matka, a siostra w tym czasie płodziła
potomka.
Miałam tego wszystkiego dosyć i uciekłam na ulicę. A teraz jestem
zarażona, coś podejrzewam że po ostatnim numerze i dzisiaj mam wyniki,
które to potwierdzają.
Mogę cię wziąć pod rękę?
- Proszę
- Wiesz chcę się z tego wycofać i dlatego jak mnie tkniesz, znajdę
sposób żeby ciebie odnaleźć po prostu ci utnę.
- Nie myślę o tym chce mi się pić, daleko jeszcze?
- Następna ulica. Teraz jest trochę lepiej wreszcie zaczęłam kompletować
albumy z malarstwa.
Są piękne, dostrzegam w tych wszystkich rysunkach, kreskach tyle
piękna że chce się żyć i myśleć inaczej.
- Jesteśmy na miejscu.
Prostokątny blok o dwóch klatkach, przed którymi zasadzone były jakieś
krzewy i kwiaty.
Dziewczyna pokazała mu barek i kuchnię, a sama poszła do łazienki.
Strzelił dwie wódki, otworzył lodówkę nakroił chleba i przyniósł
kanapki.
Kiedy dziewczyna wyszła z łazienki był już dobrze narąbany i z
rozbawieniem obserwował jak je kolorowe kanapki, paliła się tylko nocna
lampka i grało radio.
Usłyszał szum padającego deszczu, który z każdą chwilą wzmagał się.
Wyszedł na dwór, podniósł twarz ku niebu i stał tak nieruchomo, po
chwili wrócił na górę.
Dziewczyna leżała na rozesłanym tapczanie.
Zziębnięty i mokry podszedł do niej- wyciągnęła ramiona, powoli wstała a
on ją ściągnął na dywan.
Przytuliła się drżąca, zaczęła coś mówić ale on tylko poprosił ...całuj
mnie... ostatnie słowo jakie zapamiętał brzmiało „smutasek”